środa, 25 marca 2009

Rule Brittania? Wojna o ucho Jenkinsa - cz. III

Jak już wcześniej napisaliśmy, Wielka Wielka "Rządź na Morzu" Brytania odniosła dotychczas dwa żenujące imponujące zwycięstwa. Jednak w pewnym momencie dowódcy brytyjscy postanowili podnieść wskaźnik żenady w tej wojnie (zapewne z myślą o nas i naszym blogu), co ekipa Wojny o Ciacho skwapliwie i nie bez złośliwej satysfakcji odnotowała.

Mieszkańcy brytyjskich kolonii w Ameryce Płn. postanowili tak samo jak inni obywatele Imperium, W Którym Słońce Nigdy Nie Zachodzi Chyba Że Akurat Jest Zaćmienie dostać swój kawałek tortu z napisem "chwała wojenna". W tym celu, założyciel kolonii w Georgii niejaki James Oglethorpe (to ten brzydki pan z wyłupiastymi oczami z obrazka obok) w 1840 zmobilizował kolonistów i przy dźwięku werbli i piszczałek wyruszył aby zdobyć St. Augustine - jeden z ważniejszych hiszpańskich portów na Florydzie.

Ta eskapada to nie była poranna wyprawa po kefir gdy boli głowa i chce się pić. Miasto było porządnie umocnione, zaś siła ofensywna kolonistów, co tu dużo mówić - nędzna. Koloniści prawie zdobyli miasto i całą Florydę. Tak po prawdzie, to sporo im zabrakło. W zasadzie to oblężenie było totalnym nieporozumieniem, którego ukoronowaniem było wzięcie do niewoli przez oblężonych (akurat zrobili wycieczkę) całego regimentu wojsk kolonialnych, który spał sobie w najlepsze. Mieszkańcy Georgii (ale nie Gruzini, ci by nie odpuścili) uciekali z niegościnnej Florydy jak niepyszni, ścigani przez zmutowane krokodyle obelgi wygłaszane z lekkim kastylijskim akcentem.

Dla porządku dodajmy, że dokonana w dwa lata później przez Hiszpanów próba zdobycia Georgii zakończyła się, podobnie jak w przypadku Florydy, prawie zajęciem kolonii. Czy widzicie nasz szyderczy uśmiech?

Kulminacją absurdów była przeprowadzona w 1741 brytyjska operacja lądowo-morska, której celem było zajęcie miasta Cartagena de Indias (obecnie Cartagena, w Kolumbii), jednego z trzech głównych portów (obok zdobytego wcześniej Porto Bello oraz Vera Cruz w Meksyku), przez które bogactwa Nowego Świata płynęły do Hiszpanii szerokim strumieniem.

Rzecz jasna, operacją chciał dowodzić nasz dobry znajomy "Stary Grog" Vernon, lecz Londyn wyznaczył na głównodowodzącego niejakiego lorda Cathcarta, który zmarł w trakcie podróży z Anglii na Morze Karaibskie. W zaistniałej sytuacji, "Stary Grog" poniekąd przywłaszczył sobie dowództwo, skutecznie zrażając do siebie wszystkich wyższych rangą oficerów o jakichkolwiek aspiracjach.

Zdaniem ekipy Wojny o Ciacho, samo przywłaszczenie sobie praw głównodowodzącego nie jest niczym złym, pod warunkiem, że inni się temu podporządkują oraz że umie się dowodzić. W tym przypadku nie zaszła żadna z wymienionych okoliczności...

Brytyjczyków było bardzo dużo, prawie 27 tysięcy na 186 statkach wyposażonych łącznie w 2000 dział. Hiszpańska załoga liczyła łącznie 3000 żołnierzy oraz 600 indiańskich łuczników. Można więc stwierdzić, że na jedną angielską armatę przypadało 1 i 1/3 hiszpańskiego żołnierza. Cytując inny, równie fajny blog:

Gurek 20:06:54
no nie mógł tego nie strzelić

Tomalski 20:07:09
mógł
uwierz mi, że mógł :-)


Mógł nie strzelić i nie strzelił. Brytyjczycy nie byli w żaden sposób dowodzeni, Hiszpanie walczyli jak wściekłe psy, Indianie nie wiedzieli co się dzieje i skąd tyle huku, a dzieła zniszczenia dopełniły żółta febra i dezynteria, które zdziesiątkowały brytyjskich żołnierzy. Podsumujmy krótko - po 67 dniach "Stary Grog" odstąpił od oblężenia, tracąc bagatela 18 000 żołnierzy i 50 statków. A teraz czas na smaczki...

Smaczek numer jeden
- po zdobyciu jednego z wielu fortów otaczających miasto, Vernon wysłał do Londynu statek pocztowy z informacją, że Cartagena lada dzień padnie. Wiadomość tą otrzymał sam brytyjski monarcha, który rozkazał z tej okazji wybić serię specjalnych medali przedstawiających kapitulację hiszpańskiego dowódcy wobec "Starego Groga". Po tym gdy prawdziwy wynik bitwy ujrzał światło dzienne, urzędnicy królewscy musieli się nieźle napocić konfiskując wszystkie egzemplarze, które już zdążyły trafić pod brytyjskie strzechy.

Smaczek numer dwa - gdy wieść o pewnym zwycięstwie rozeszła się z pałacu królewskiego w lud, w londyńskich tawernach bardzo popularna stała się piosenka o wiele mówiącym tytule: VERNON'S GLORY OR, THE SPANIARDS DEFEAT. Piosenka ta nie na długo zagościła jednak na szczycie list przebojów. Kroniki nie podają co stało się z autorem tej ballady...

W 1842 wojna przeniosła się do Europy i zmieniła nazwę na wojnę o sukcesję austriacką. Straciła przy tym wiele na kolorycie, w związku z czym nie będziemy jej dłużej opisywać.

Podsumowując działania zbrojne:
- ucho kapitanowi Jenkinsowi nie odrosło, zaś w uznaniu jego zasług wojennych brytyjski rząd zesłał wysłał go jako gubernatora na Wyspę Św. Heleny, która to wyspa w rozumieniu tegoż rządu i kilku późniejszych była synonimem zadupia wszechświata,
- o ile nam wiadomo, brytyjski król ucha z rąk hiszpańskiej guarda costa nie stracił,
- okazało się, że nie warto zadzierać z mieszkańcami Florydy i Georgii na ich terenie, która to prawda i dziś ma zastosowanie,
- po raz kolejny przy okazji wojny opłynięto świat, za co nikt nie otrzymał żadnych punktów zwycięstwa,
- adm. "Stary Grog" Vernon swoje przezwisko zawdzięczał opracowaniu receptury na grog, która jest stosowana po dziś dzień na wszystkich morzach świata; nie został natomiast klasykiem operacji desantowych...

1 komentarz: