piątek, 13 marca 2009

Jaka piękna katastrofa - wojna o niepodległość Grecji - cz. I

This one is especially dedicated to Michał Turek

O XIX-wiecznej Grecji można powiedzieć bardzo wiele... Większość okrągłych zdań, jakie mogliby i pewnie wypowiedzieli na ten temat rozmaici profesorowie historii nowożytnej, ekipa Wojny o Ciacho zamyka w jednym.

Grecja, oj, to był bardzo dziwny kraj...

O tym, że Ottomańska Turcja się sypie wiadomo było nie od wczoraj i nie była to informacja z kategorii tajne przez poufne. Czasy Sulejmana Wspaniałego przeminęły bezpowrotnie, zaś ostatnią próbę powrotu Turcji do pierwszej ligi europejskiej definitywnie powstrzymał Jan III Sobieski efektownym strzałem z rzutu wolnego w 93 minucie meczu na Prater Stadion. Ironia losu polegała na tym, że "chory człowiek Europy" sprawował kontrolę nad wieloma europejskimi narodami, które średnio mówiły po turecku oraz nie pałały szczególnym entuzjazmem do szisz-kebaba i fajki wodnej. Ponieważ narody te reszta Europy słusznie uważała za dziwaczne i nieistotne, nikt normalny się tym za bardzo nie przejmował. Przynajmniej do czasu, gdy Grecy postanowili wybić się na niepodległość.

Jak zapewne wszyscy czytelnicy wiedzą, początek XIX wieku to rozbudzona napoleońską ideą tworzenia dziwnych państw epoka chwytania wszystkich stłamszonych narodów za szabelkę i powstawania przeciwko swym ciemiężycielom (z marnym na ogół skutkiem). Ponieważ czas ten przypadał na epokę romantyzmu, każden jeden naród posiadał swojego wieszcza/męczennika narodowego/apostoła niepodległości (niepotrzebne skreślić), który wzywał naród do samobójczych szarż na umocnione pozycje wrogiej artylerii, w których to na ogół nie uczestniczył.

Jaki naród - taki apostoł. Grecja miała to co widać na załączonym obrazku. Pan Rigas "Apostoł Niepodległości" Feraios, bo o nim mowa, na przełomie stuleci pisywał artykuły i wiersze wzywające Greków i inne narody bałkańskie do powstania i wybicia się na niepodległość w wiedeńskiej gazecie, której czytelnikami byli głównie przedstawiciele greckiej diaspory. Idea ta średnio spodobała się austriackim władzom, które postanowiły aresztować grafomana wraz z kolegami i przekazać Turkom w ramach dobrze pojętej wymiany kulturalnej. Rzeczeni Turcy wykazali się jeszcze mniejszym poczuciem humoru, gdyż bez zbędnych ceregieli rozkazali udusić apostoła wraz z kolegami, a następnie dla pewności utopić ich zwłoki w Dunaju.

Był to krok o tyle nierozważny, że głoszone przez nich poglądy stały się naprawdę popularne, stanowiąc ideologiczną podbudowę do powstania Greków przeciwko Turkom.

W tym samym czasie sama Grecja wyglądała znacznie gorzej niż obecnie (tak, wbrew pozorom jest to możliwe). Podejrzewamy nawet, że większość ówczesnych Greków średnio zdawała sobie sprawę z olbrzymiego wkładu ich narodu w intelektualną historię Europy i nie rozpoznałaby filozofa nawet gdyby wyskoczył na nich z krzaków i poprosił o wskazanie sensu życia. W sumie to ówczesna Grecja od Albanii różniła się tylko tym, że w Grecji pisano dziwnymi literkami a w Albanii w ogóle. Turecka administracja i wojsko ograniczały się do sprawowania kontroli nad większymi miastami i równinami, podczas gdy tereny górzyste były domem dla tzw. "kleftów", czyli wyidealizowanych ludowymi podaniami bandytów, którzy uciekli w góry przed rodową zemstą/podatkami/prawem/brzemienną córką sąsiada. Ponieważ turecka aktywność wojskowo-policyjna w Grecji była nader symboliczna, porządek utrzymywały oddziały tzw. "armatoloi", które od kleftów różniły się tylko tym, że nie strzelały do okolicznych wieśniaków tak często a jeśli już to starały się celować w nogi.

Czemu o tym piszemy? Bo gdy wybuchła wojna o niepodległość Grecji, większa część greckiej armii rekrutowała się z kleftów lub ich przeciwników, wyglądając mniej więcej tak jak wskazano powyżej.

Koniec części I. W następny odcinku - o niepodległościowej frakcji trzech kolegów i co z tego wynikło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz