sobota, 27 czerwca 2009

Za garść daktyli - europejscy korsarze w służbie Maghrebu i sułtana

Był czerwiec 1627 roku, początek krótkiego islandzkiego lata. Mieszkańcy małej rybackiej wioski byli zajęci swymi zwykłymi sprawami takimi jak połowy, suszenie śledzi, prokreacja czy wypas owiec, gdy nagle rozpętało się piekło. Nie chodzi bynajmniej o wybuch wulkanu czy trzęsienie ziemi. Do brzegu przybiły okręty wojenne, z których na ląd wyskoczyli złowrogo wyglądający faceci w turbanach i burnusach. Z okrzykiem "Allah Akbar!" zaatakowali bezbronnych i zaskoczonych rybaków. Ci, którzy nie zdołali uciec, zostali schwytani i wywiezieni do dalekiej Algierii by służyć jako niewolnicy, przynosząc Imperium Ottomańskiemu know-how w zakresie połowu śledzi i patroszenia wielorybów. Trauma po tych wydarzeniach trwa na Islandii do dzisiaj, co można doskonale zrozumieć słuchając np. Sigur Ros.

Ta historia to nie jakieś historical fiction o początkach Al-Kaidy, ale przybliżony opis jednego z wielu niewolniczych rajdów berberyjskich korsarzy w służbie tureckiego sułtana, które nawiedziły Islandię w 1627 roku. Pytania, jakie od razu się nasuwają, to:
  1. skąd berberysjcy korsarze wiedzieli, że jest Islandia?
  2. skąd wiedzieli gdzie się znajduje?
Odpowiedź na to pytanie jest prostsza niż się wydaje. Wiek XVII to w Europie stulecie wojen, toczonych także na morzu, w tym przede wszystkim przez kaprów i korsarzy. Gdy dana wojna się kończyła, przestawali być potrzebni, ale z braku lepszych opcji szukali zajęcia gdzie indziej. Ottomańska Turcja, a ściślej zależne od niej i utrzymujące się z piractwa kraje takie jak Algieria, Tunezja czy Maroko, zawsze chętnie witały u siebie takich ludzi, gdyż przynosili ze sobą także mapy i znajomość zachodnioeuropejskich wybrzeży.

I tak przez całą pierwszą połowę XVII wieku, berberyjscy korsarze pod dowództwem europejskich kapitanów wyprawiali się po łupy i niewolników na wybrzeża Hiszpanii, Francji, Włoch, Portugalii, ale także Irlandii, Islandii czy powstających dopiero kolonii w Ameryce Płn.

Poznajmy ich, pokochajmy ich - są wspaniali i niecodzienni. Poniżej sylwetki najciekawszych europejskich kapitanów w służbie ottomańskiej floty.

Ivan Dirkie De Veenboer znany także jako Sulejman Reis był jednym z pierwszych, którzy porzucili zimną i nudną Holandię na rzecz kolorowego Maghrebu. W 1609 łupił już statki pod algierską banderą, by w 1617 odebrać od sułtana tytuł admirała floty i dowodzić flotyllą kilkudziesięciu okrętów wojennych. U szczytu potęgi postanowił przejść na islam i piracką emeryturę, ale nie wytrzymał długo. W 1620 zginął w bitwie z flotami Holandii, Francji i Anglii nie opodal Amsterdamu.

Jan Janszoon van Haarlem zwany potem Muratem Reisem Młodszym zaczynał jako sternik De Veenboera by po jego przedwczesnej emeryturze w pełni rozwinąć swe pirackie umiejętności. Wzorem swego kapitana przyjął islam, zaś po jego śmierci przeniósł się do portu Sale u wybrzeży Maroka. Korzystając z indolencji tamtejszego władcy, wespół z innymi korsarzami proklamował Piracką Republikę Sale, której został pierwszym prezydentem. Nawet turecki sułtan po nieudanym oblężeniu zmuszony był uznać jego niezależność, więc by zachować resztki twarzy mianował go admirałem. Do najbardziej spektakularnych osiągnięć militarnych Janszoona należy zdobycie Reykjaviku i niewolniczy rajd na Islandię w 1627, rajd na Irlandię w 1631 oraz ucieczka z niewoli u Kawalerów Maltańskich w 1640 roku. Ponadto Janszoon spalił, złupił i splądrował wiele statków, przy czym statki hiszpańskie atakował zawsze pod holenderską banderą, zaś wszystkie inne - pod turecką. Jako ciekawostkę dodajmy, że synowie Janszoona i jego berberyjskiej żony - Abraham Jansz i Anthony Jansen van Salee (zwany "Potwornym Turkiem") kontynuowali tradycję ojca, osiadając na stałe w Nowym Amsterdamie i będąc protoplastami kupieckiej dynastii Vanderbiltów.

Simon de Danser był najbardziej paskudnym z europejczyków służących sułtanowi, gdyż w swej krwiożerczości zapewne złupiłby też sułtana gdyby ten jakimś cudem przepływał w okolicach jego okrętu. Holender, kolega Jacka Warda, z którym w 1606 rozpoczął służbę w Algierii. Nie uznawał niczyjej władzy, konsekwetnie łupił i topił wszystkie statki jakie wpadły mu w ręce. Nie przyjął islamu gdyż nie wiedział czym islam jest i generalnie mało go to obchodziło. Ponieważ nie znał się na banderach, wkrótce polowały na niego okręty wszystkich krajów, których nie zdołał zastraszyć. Jego kariera zakończyła się w 1609, gdy zaginął na morzu uciekając przed pościgiem trzech flotylli wojennych.

Jack Ward zwany Yusufem Reisem byl znany głównie z tego, że nie był Holendrem. W 1603 porzucił Royal Navy, pożyczając od niej okręt, i rozpoczął samodzielną karierę na morzu. W 1606 wspólnie z kolegą Simonem przeszedł na służbę algierską, którą zakończył w 1622 jako bogacz i szanowany admirał. Próbował bezskutecznie przekupić króla Anglii kwotą 40 tys. sztuk złota aby ten zezwolił mu na powrót na starość do domu.

1 komentarz:

  1. Niestety nigdzie nie udało mi się zdobyć rycin/podobizn tych panów...

    OdpowiedzUsuń