piątek, 12 czerwca 2009

Anarchy in the Albania


W latach 90-tych Albania przechodziła burzliwy i trudny okres transformacji ustrojowej, tym trudniejszy, że ten kraj w zasadzie nie miał i nadal nie ma do zaoferowania niczego oprócz skał, pasterzy, brudnych ulic i dziwnego języka. Mimo to, początkowo wszystko szło świetnie. Inflacja spadała, mała przedsiębiorczość się rozwijała, a ludziom żyło się lepiej. Wszystkim. Do czasu.


Ponieważ albańskie społeczeństwo było nieprzyzwyczajone do kapitalizmu, ani też do żadnej innej logicznej i cywilizowanej formy obracania pieniądzem, jak grzyby po deszczu wyrastały tam rozmaite fundusze, kasy i oscylatory obiecujące gigantyczne zyski od każdego wpłaconego dolara, lira czy dojczmarki. Oczywiście były to typowe piramidy finansowe, ale tego lud albański nie wiedział, a nawet gdyby wiedział, to pewnie i tak by wpłacał. W Polsce do kasy Bagsika też wpłacali. Część z tych funduszy należała do osób ze sfer rządowych, co, jak się za chwilę przekonamy, miało spore znaczenie.



W 1997 roku okazało się, że król jest nagi. 2/3 narodu wpłaciło na konta różnego typu dziwacznych instytucji finansowych ponad miliard dolarów (mówimy o najbiedniejszym kraju Europy), które to pieniądze wyparowały. Nie mogąc odzyskać swoich oszczędności, ludzie zaczęli oskarżać rząd (nie bezpodstawnie) o to, że ich oszukał i okradł. Na domiar złego, większość członków albańskiego gabinetu stanowili przedstawiciele klanów z północy kraju, co dla ludzi z południa stanowiło dodatkowy argument potwierdzający tezę o wymierzonym w nich spisku.


W marcu 1997 ludzie wyszli na ulice, ale nie po to, by pokojowo protestować, tylko atakować policję, wojsko i budynki rządowe. Ponieważ w Albanii statystycznie na każdego mieszkańca przypada 1,2 Kałasznikowa (dziedzictwo Envera Hodży) a większość tej broni pod koniec lat 80-tych w tajemniczy sposób wyparowała z wojskowych magazynów, zamieszki były krwawe. W kraju zapanował chaos i anarchia, zginęło ponad 2000 ludzi a rozwścieczony tłum zniszczył nawet kilka samolotów należących do albańskich sił powietrznych (siekierami...). ONZ musiał wysłać żołnierzy w celu ewakuacji obywateli państw ościennych. Takie małe Mogadiszu nad Adriatykiem.


W rezultacie prezydent Sari Berisha zmuszony został do ustąpienia. Pieniędzy nie odzyskano. Dwóch albańskich pilotów, którzy odmówili bombardowania tłumu plądrującego miasto Vlora, do dziś przebywa na emigracji we Włoszech (są bohaterami narodowymi, ale nadal nie odwołano ciążącego na nich wyroku śmierci za zdradę). Pamiętajcie o tym jadąc do Albanii na wakacje - ten kraj to piramidalna bzdura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz