czwartek, 11 sierpnia 2011

Wielki powrót już wkrótce

W ramach tzw. podróży sentymentalnych zacząłem przeglądać rzeczy, które robiłem zanim ilość pracy oraz tzw. "poważnych spraw" w życiu prywatnym przywaliła mnie na tyle, że musiałem porzucić ten projekt.

Pomyślałem sobie - chrzanić to!

Wracam, gotowi czy nie. Projekt uważam za ponownie otwarty. Kolejne głupie wojny już w przyszłym tygodniu.

Chciałbym napisać, że będzie się działo, ale nie wiem jeszcze czy będzie. Było nie było, coś się pojawi.

wtorek, 18 sierpnia 2009

Aaaa Kanadę na Irlandię wymienię - bezpośrednio


We are the Fenian Brotherhood, skilled in the arts of war,
And we're going to fight for Ireland, the land we adore,
Many battles we have won, along with the boys in blue,
And we'll go and capture Canada, for we've nothing else to do.

Jeśli sądzicie, że sobie z Was kpimy, to niestety ale jesteście w błędzie. Nie przejmujcie się - w 1866 wszyscy mieszkańcy brytyjskich kolonii w Kanadzie przecierali oczy ze zdumienia, słysząc o dobrze uzbrojonych irlandzkich wojskach, które jak gdyby nigdy nic wkroczyły na ich teren i zaczęły strzelać. Jak do tego doszło i tak w zasadzie to o co chodziło?

W 1848 roku tzw. powstanie młodoirlandzkie upadło, rozgromione przez Brytyjczyków i dobite klęską głodu, która zmusiła wielkie rzesze Irlandczyków do emigracji, głównie do USA. Nie zrezygnowali oni jednak z marzeń o niepodległości - już w 1858 w Stanach powstaje Bractwo Fenian o jasno określonym celu - Irlandia dla Irlandczyków, Angole do piachu. Fenianie szybko zyskują popularność, nie tylko wśród irlandzkich emigrantów, ale także wśród pozostałych mieszkańców Północy USA, tradycyjnie niechętnych Anglikom i królowej. Ponieważ na tych sympatiach i antypatiach można było wiele ugrać w amerykańskiej polityce (głosy Irlandczyków były liczne i ważne), Fenianie wraz ze swoim programem przebijają się na najważniejsze salony Waszyngtonu i Nowego Jorku.

W wyniku poparcia udzielanego przez amerykańskie elity a także dzięki znacznym zasobom gotówki uzyskanym dzięki sprzedaży bonów, które miały zostać wykupione przez rząd niepodległej Irlandii, na łonie organizacji powstaje śmiały by nie rzec szalony plan - zabierzemy Brytolom Kanadę i wymienimy na Irlandię! Ba, jeszcze nam pewno dopłacą! Na przełomie 1865 i 1866 roku weteran wojny secesyjnej generał Thomas "Walczący Tom" Sweeney opracowuje szczegóły przedsięwzięcia - 25 tysięcy Fenian wmaszeruje w 3 kolumnach do Kanady w krótkim czasie opanuje cały kraj. Na czas przygotowań do inwazji, generał uzyskuje nawet specjalne zwolnienie z amerykańskiego wojska. Moment wydaje się sprzyjający - właśnie skończyła się wojna secesyjna, więc broni i ludzi potrafiących z niej korzystać jest pod dostatkiem. A pieniędzy, jak już wspomnieliśmy, Fenianom również nie brakowało.


Na początku 1866 Fenianie spotykają się z Andrew Jacksonem, prezydentem USA, który nieoficjalnie obiecuje uznać Irlandzką Republikę Kanady, o ile powstańcom uda się ją stworzyć. Zachęceni poparciem, Irlandczycy w lutym 1866 zatwierdzają plan inwazji i zupełnie oficjalnie rozpoczynają przygotowania do wojny. Nikt nie traktuje ich planów serio.

Obserwując co działo się potem można powiedzieć jedno - nikt nie wierzył, że zaatakują. zwłaszcza po tym jak 19 kwietnia 1866 rozbita zostaje pozorowana inwazja na Wyspę Campobello (Nowy Brunszwik). Jednak 31 maja 1866 Fenianie zaskakują wszystkich - po unieruchomieniu amerykańskiej kanonierki, ok. 1500 Irlandczyków z naszywkami IRA oraz pod zieloną flagą przekracza graniczną rzekę Niagara i atakuje brytyjskie posterunki. Pada Fort Erie, Fenianie rozbijają okoliczne siły wroga. I tu następuje niekorzystny splot okoliczności.



Po pierwsze, spodziewane posiłki nie docierają, bo Amerykanie naprawiają kanonierkę i uniemożliwiają przeprawę kolejnym 3 tysiącom dobrze uzbrojonych weteranów wojny secesyjnej. Po drugie, amerykański rząd widzi, że za chwilę może mieć na karku wojnę z Anglią, bo wygląda na to, że traktowani z przymrużeniem oka irlandzcy bojownicy naprawdę zaczęli strzelać. Waszyngton działa szybko i w miarę skutecznie - aresztuje wszystkich "którzy mogliby wyglądać jak Fenianie", zabiera im broń i funduje bilety kolejowe do domu pod warunkiem złożenia przysięgi nie atakowania sąsiadów USA bez zgody Boga, prezydenta i rządu. Wprawdzie sympatyzujący z Irlandczykami funkcjonariusze rządowi po cichu oddają im broń, zabierają bilety i zachęcają do skopania Angolom tyłków, ale cała sprawa powoli zaczyna się rozłazić. W efekcie, druga z trzech kolumn (atak od strony Detroit) w ogóle nie atakuje Anglików, co powoduje klęskę pierwszej kolumny, która pod naciskiem po kilku dniach musi się wycofać do USA. Amerykanie aresztują Fenian za organizowanie nielegalnych akcji zbrojnych, ale zaraz potem wypuszczają.


Ostatnim akcentem wojny jest atak kilku tysięcy Fenian (trzecia kolumna) na wschodnią Kanadę, który kończy się wygraniem paru potyczek i ucieczką za granicę z braku lepszych opcji. Ścigające oddziały brytyjskie przekraczają granicę USA i przez pomyłkę zabijają 1 cywila. W sumie - dość żenująco.

Summa summarum, Irlandczycy nie zdobywają Kanady, choć bardzo chcą i całkiem nieźle się starają. Próbują jeszcze parę razy potem w XIX wieku, ale nadal bez powodzenia. W walkach wspierają ich też inne nacje, jak uwolnieni niewolnicy z Południa i kilkuset Indian z plemienia Mohawków. W 1881 Fenianie testują nawet łódź podwodną, która ma zatapiać brytyjskie okręty, ale okazuje się ona niezdatna do użytku. Dziś to cudo można oglądać w muzeum.


Niepodległość Irlandia odzyska dopiero po I wojnie światowej, bez wymiany na Kanadę czy inne brytyjskie dominium. W sumie to chyba nawet szkoda...

środa, 12 sierpnia 2009

Chwalebna Brazylijska Rewolucja Szczepionkowa

Rio de Janeiro z początku XX wieku nie było miejscem, do którego chcielibyście pojechać na wakacje. Szczerze mówiąc, to ja nawet dziś bym tam nie pojechał, ale są tacy, co jeżdżą. Podobno niektórzy wracają i tylko co drugi ma AIDS. No dobra, dość głupich osobistych dygresji. Zacznijmy jeszcze raz.

Rio de Janeiro z początku XX wieku nie było miejscem, do którego chcielibyście pojechać na wakacje. Brak podstawowej infrastruktury (kanalizacja, wodociągi, wysypiska śmieci) oraz jakiejkolwiek polityki sanitarnej (nie wywożono śmieci, z ulic nie uprzątano nieczystości) sprawiały, że miasto to stanowiło idealny poligon do badania procesu rozprzestrzeniania się różnych chorób w warunkach miejskich. I tak, tylko w latach 1894 -1904 przez miasto przetoczyły się następujące epidemie:
  • odra
  • gruźlica
  • tyfus
  • trąd
  • żółta febra
  • ospa wietrzna
  • dżuma
Niezły zestaw, prawda? Nic dziwnego, że w 1902 roku prezydent Brazylii stwierdził, że zasadniczo to on ma dość tej chorej sytuacji i że władze miejskie muszą zrobić coś, by ją uzdrowić. Ratusz pomyślał, przeliczył otrzymaną od prezydenta kasę, połowę zgarnął dla siebie i wziął się do roboty. Po pierwsze, wyburzono większość starych ruder, w których lęgły się choroby, mieszkańców przesiedlając na obrzeża Rio. Zapomniano tylko poinformować ich o tym i zapewnić lokale zastępcze, kładąc podwaliny pod dzisiejsze slumsy. Po drugie, zorganizowano Brigadas Mata Mosquitos - ekipy rozprawiające się z moskitami, szczurami i innym przenoszącym choroby paskudztwem. Wprowadzono także wywóz śmieci, ale tylko w co lepszych dzielnicach.

Ukoronowaniem kampanii miała być wielka akcja szczepień ochronnych, zaplanowana na 1904 rok. Tak jak i całą wojnę z chorobami, szczepienia przeprowadzano z właściwym ratuszowi wdziękiem i polotem. 31 października 1904 wprowadzono Ustawę o przymusowych szczepieniach, na mocy której już 1 listopada uzbrojone oddziały policji zaczęły wpadać nocą do domów, wywlekać śpiących ludzi na ulice gdzie w specjalnych pojazdach wbijano w nich igły i wstrzykiwano podejrzanie wyglądające substancje.

Ludzie mieli już dość. Nie tylko wyburza im się domy nie informując o tym i nie zapewniając innego dachu nad głową, to jeszcze chce się ich otruć! Szczepienia, dobre sobie! Jakby to miało pomagać, to ludzie sami by przyszli i nie trzeba by ich było siłą zmuszać. Słowem - miejsce rzetelnej informacji, której całkowicie zabrakło, zajęły podejrzenia, plotki i strach. Najbiedniejsi mieszkańcy Rio wyszli na ulice.


5 listopada powstała Liga Przeciwko Obowiązkowym Szczepieniom, która domagała się uszanowania prawa ludzi do zapadania na dowolne choroby i zaprzestania szczepień. Liga zorganizowała protesty, które przerodziły się w zamieszki. Między 10 a 16 listopada 1904 roku większa część Rio de Janeiro została spalona i splądrowana przez szalejący tłum, do którego z nieznanych przyczyn przyłączyli się słuchacze szkół oficerskich, rzecz jasna z bronią w ręku. Rząd zawiesił szczepienia i wprowadził na ulice wojsko. W efekcie, rebelię stłumiono a aresztowanych buntowników zesłano do odległych regionów Brazylii, gdzie zapewne zmarli na różne tajemnicze choroby. Zginęło 30 osób, 110 zostało rannych.

W uznaniu zasług w zakresie walk z chorobami i krzewienia idei obowiązkowych szczepień, w 1907 roku w Berlinie kierujący kampanią dr Oswaldo Cruz otrzymał złoty medal podczas XIV Międzynarodowego Kongresu na rzecz Higieny i Badań Demograficznych. Dziś jego imię nosi instytut badający nowe metody zwalczania różnego typu chorób i epidemii.

sobota, 8 sierpnia 2009

Rożestwienski widzi Japońców

Jak pewnie wszyscy wiemy z nudnych lekcji historii, w 1904 roku zaczęła się wojna rosyjsko-japońska, w której to batiuszka car i jego naród dostali tęgiego łupnia. Japończycy szybko uporali się z rosyjską flotą na Pacyfiku i rozpoczęli oblężenie Port Artur. Car podjął desperacką i szaloną decyzję - wysłać w rejon walk Flotę Bałtycką, w sumie 38 okrętów, z czego kilkanaście w miarę nowych i w miarę zdatnych do użytku. Flota ta w przedziwny sposób opłynęła prawie cały glob aby na końcu polec w bitwie pod Cuszimą. Po drodze jednak przydarzyło jej się sporo absurdalnych rzeczy... Tak oto dochodzimy do sedna naszej opowieści - słynnego incydentu pod Dogger Bank.



Ławica Dogger Bank leży na Morzu Północnym, w połowie drogi między drogi między Anglią a Danią i stanowi częsty rejon wypraw rozmaitych łodzi rybackich. Tak było w 1904 roku, tak jest i dziś. To tak na wszelki wypadek, gdybyście nie wiedzieli.

Ówczesna Flota Bałtycka była absurdalnym połączeniem okrętów z różnych epok, obsadzonych niedoświadczonymi marynarzami i dowodzonych przez niekompetentnych oficerów. Dość powiedzieć, że już podczas rejsu przez Morze Bałtyckie doszło do kilku zderzeń, awarii i pomniejszych incydentów, które w połączeniu z informacjami o tragicznym losie jaki spotkał rosyjską flotę Pacyfiku stwarzały atmosferę pesymizmu, nerwowości i ogólnego chaosu.

Car, w odróżnieniu od Japończyków, wierzył, że Flota Bałtycka jest w stanie odmienić losy wojny. Z tego względu rozkazał wyasygnować wielkie kwoty na zabezpieczenie podróży tych statków na Morze Żółte. Sporo wydano na opłaty portowe, równie dużo na węgiel i zaopatrzenie. Dużą kwotę otrzymała też carska Ochrana, która miała zapewnić informacje o ewentualnym zagrożeniu ze strony Japończyków.

Problem rosyjskiego wywiadu polegał na tym, że nie bardzo miał o czym donosić, ponieważ Japończycy kompletnie zignorowali szaloną rosyjską eskapadę. Z drugiej strony, głupio było wziąć 6 mln rubli w złocie i nie przynieść niczego w zamian... Do Petersburga płynęły więc szeroką rzeką listy rzekomo zwerbowanych agentów, informacje o ruchach japońskich okrętów, które nigdy nie istniały a także dane o planowanym ataku japońskich kutrów torpedowych na Flotę Bałtycką podczas przechodzenia przez cieśniny duńskie lub przez Kanał La Manche. Informacje te docierały też do niedoświadczonych marynarzy i ich oficerów, wprowadzając atmosferę nerwowości i oczekiwania na nieuchronny atak.

W tej sytuacji wystarczył już tylko drobny kamyczek by uruchomić lawinę. 21 października 1904 roku pijany w sztok kapitan rosyjskiego okrętu zaopatrzeniowego "Kamczatka" nadaje w eter wiadomość - "Zostaliśmy zaatakowani przez japońskie torpedowce!" Flotylla przepływa wtedy przez Ławicę Dogger Bank. Ogłaszany jest alarm bojowy, kolejny w ciągu ostatnich kilku dni. Flotylla z wygaszonymi światłami płynie przez ponure i wrogie wody. I nagle... Jest! W świetle księżyca wyraźnie pojawia się sylwetka japońskiego torpedowca, po nim drugiego, trzeciego i kolejnych. Rosjanie po wezwaniu do poddania się otwierają ogień! Po chwili od strony Japończyków również widać strzały. Chaos, zamęt, strach, rozpaczliwa bieganina... Ale udało się, wróg został pokonany! Rosjanie z dumą płyną dalej... i jakże są zdumieni otrzymaną następnego dnia depeszą.

Jak było naprawdę? Rzekomy japoński torpedowiec widziany przez "Kamczatkę" okazał się szwedzkim statkiem handlowym, zaś ostrzelana w nocy japońska flota - grupą angielskich kutrów rybackich. W nierównej walce rosyjskie okręty wystrzeliły kilka tysięcy pocisków, zatapiając jeden kuter i posyłając na drugą stronę trzech brytyjskich rybaków. Dalszych sześciu zostało rannych. W walce zginął też 1 rosyjski pop a 1 marynarz został ranny gdy słynna potem "Aurora" będąc po drugiej stronie flotylli rybackich trawlerów niż reszta Rosjan wystrzeliła swój pocisk w pobliże jednego z rosyjskich pancerników, przez co została wzięta za Japończyka i sama znalazła się pod ogniem.


Rosjanie długo trzymali się wersji z atakiem japońskich torpedowców. Dopiero z pewnym opóźnieniem zdecydowali się wypłacić rybakom odszkodowanie. Mimo to, rząd brytyjski odmówił przepuszczenia "bandy pijanych piratów" przez Kanał Sueski, przez co adm. Rożestwienski zmuszony był szlakiem Vasco da Gamy opłynąć Afrykę. Nieudolna flota swój koniec znalazła pod Cuszimą, ale to już całkiem inna historia.

Generalnie - nie dziwi nas to wszystko. Popatrzcie sami...