sobota, 23 maja 2009

Dlaczego wojna trzynastoletnia była trzynastoletnia?

18 września 1454 roku to dzień, w którym stało się jasnym, że wojna trzynastoletnia trwać będzie lat trzynaście i że nie przejdzie do historii na przykład jako "wojna wakacyjna", "ostateczne rozwiązanie kwestii zakonnej" czy "zwycięski pochód króla Kazimierza". W tym oto dniu nasze chwalebne rycerstwo na własnej skórze przekonało się, że czasy Grunwaldu dawno już przeminęły i że znacznie lepiej byłoby wrócić do domu i zakończyć żniwa.

Zaczynając wojnę z Zakonem, mieliśmy w ręku praktycznie wszystkie możliwe atuty. Mieszkańcy Prus, z których większość zapewne połamałaby sobie języki usiłując wymówić imię i przydomek naszego ówczesnego monarchy, gremialnie uznali, że Zakon na za dużo sobie pozwala i wypowiedziała mu posłuszeństwo. Ponieważ cesarz Niemiec nie poparł ich narodowowyzwoleńczych dążeń, z braku laku ślubowali wierność Polsce i jej monarsze, choć niekoniecznie po polsku. Mieli w ręku nie lada argumenty w postaci zdobytych na Krzyżakach praktycznie wszystkich miast i zamków, za wyjątkiem może dwóch czy trzech. Jednym z nich były Chojnice.


Wystarczyło zebrać wojsko, zdobyć kilka miast i zakończyć temat w dwa, góra trzy miesiące. Tak też król Kazimierz postanowił uczynić, ku powszechnej radości stanów pruskich i przy nieco mniejszym entuzjazmie zmobilizowanych na wojnę polskich rycerzy.


We wrześniu 1454 roku 18tysięczna polska armia oblegała Chojnice, które znajdowały się w rękach Zakonu i były o tyle ważne, że trasa ewentualnych posiłków z Rzeszy wiodłaby dokładnie przez to miasto. Oblężenie szło nieskoro, gdyż zdecydowaną większość naszego wojska stanowiło konne rycerstwo, które sarkało, narzekało, biło się i piło czekając aż nieliczna piechota w końcu zdobędzie zamek i zakończy ten nudnawy postój. W tym samym czasie zamknięty w Malborku i przerażony sytuacją Wielki Mistrz, który nie mógł liczyć na własne rycerstwo (które wspólnie z naszym traciło czas pod Chojnicami lub okupowało zamki zdobyte na Zakonie), poprzez emisariuszy organizował w Czechach i w Niemczech armię zaciężnych, która miała przyjść mu z odsieczą. Ponieważ skarbiec Zakonu świecił pustkami, była to odsiecz ostatniej szansy - nie było szans na zgromadzenie dodatkowego wojska.

Zebrane przez Krzyżaków wojsko w sile 15 tysięcy żołnierzy (9 tys. jazdy i 6 tys. piechoty) pod dowództwem Bernarda Szumborskiego nadciągnęło pod Chojnice 18 września 1454 roku. Król Kazimierz zwinął oblężenie i zastąpił mu drogę. Zbliżało się decydujące starcie...

Polacy w swoim planie bitwy zakładali, że Krzyżacy to debile. Po pierwsze, załogę chojnickiego zamku pozostawiono samą sobie (oblężenie zwinięto całkowicie), bo to plebs i piechota. Po drugie, założono, że Krzyżacy będą przeprawiać się po wąskiej grobli przez Jezioro Zakonne (dziś osuszone), gdzie najpierw ostrzela ich z kusz polski plebs i piechota a potem szarżująca kawaleria (16 tys. żądnych krwi rycerzy) dokończy dzieła. Bitwa zostanie wygrana, Zakon będzie w jeszcze gorszym położeniu niż obecnie i będzie można wkrótce wrócić do domu bo wojna sama się skończy.


Krzyżacy w swoim planie bitwy zakładali, że Polacy to debile. Ich plan był lustrzanym odbiciem planu polskiego z tym, że posiadał znacznie więcej miotającego pociski plebsu, ochraniający tenże plebs obronny tabor (najemnicy pochodzili z Czech...) oraz sztuczkę. Sztuczka polegała na tym, że w decydującym momencie załoga chojnickiego zamku miała urządzić wypad na tyły polskich wojsk i wzbudzić panikę.

Cóż - bitwa rozpoczęła się zgodnie z planem Krzyżaków, chociaż nie do końca. Polskie rycerstwo rzeczywiście nie poczekało aż wojska Zakonu przejdą przez jezioro, tylko samo bezładnie aszarżowało po wąskiej jak cholera grobli. Ku zdumieniu Szumborskiego, nasza niemiłosiernie stłoczona i ściśnięta ciężka kawaleria weszła w krzyżacką jazdę jak nóż w ciepłe masełko i zatrzymała się dopiero na wagenburgu. Krzyżacy byli już wówczas pozbawieni dowództwa (Szumborski dostał się do naszej niewoli, drugi dowódca zginął), więc klęska Zakonu była już tylko kwestią czasu. I wtedy zadziałała sztuczka.


Wycieczka załogi chojnickiego zamku nie była ani specjalnie liczna, ani specjalnie bojowa (patrz zdjęcie), ale wystarczyła by wzbudzić panikę. Zupełnie jak 200 lat wcześniej pod Legnicą. W efekcie, nasi rycerze przeświadczeni o tym, że na ich tyły uderzyła druga potężna krzyżacka armia, zaczęli bezładnie uciekać tratując się nawzajem i spychając do jeziora. W panice zginęło ponad 3 tys. rycerzy. Bitwa była przegrana, Zakon miał jeszcze trochę pociągnąć...

W efekcie, wojna o Pomorze trwała jeszcze 13 długich lat, skłądając się głównie z prób przekupywania bądź łagodzenia nastrojów służących w obu armiach najemników oraz poszukiwaniu pieniędzy na ich opłacenie. Mogło być krótko i miło, było długo i żenująco. Skojarzcie sobie tą puentę z czym sami chcecie...

6 komentarzy:

  1. Hej Górski, jak chcesz to mam grę z tą bitwą, na zasadach Grunwaldu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kusisz, kusisz. Trzeba się ustawić kiedyś na to. Mnie sztuczką krzyżacką zastraszyć się nie da!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale twoje żetoniki to debile, więc może być historycznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pitolisz. Moja kawaleria to nie debile. Ale z plebsem i piechotą nie walczy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonałe. Uważam że powinieneś napisać alternatywny podręcznik do historii dla liceum ogólnokształcącego :-)

    /absurdy.net/

    OdpowiedzUsuń
  6. Najgorsze, że to wszystko prawda...

    OdpowiedzUsuń