niedziela, 26 kwietnia 2009

Sjesta Mexicana początkiem niepodległego Teksasu

Wojna o niepodległość Teksasu, która zaczęła się od nie oddania Meksykanom pewnej starej, nie działającej armaty (patrz obrazek obok; ściślej - armata była sprawna, ale nie było do niej amunicji), w 1836 roku przebiegała całkiem daleko od OK, przynajmniej z punktu widzenia Teksańczyków. Generalnie cały Teksas zajęty był przede wszystkim uciekaniem przed meksykańską armią. Uciekali wszyscy - rząd, wojsko i ludność cywilna, każde w inną stronę. Z kolei Meksykanie, podzieleni na trzy osobne kolumny, zajęci byli głównie ściganiem uciekających. Tyle w temacie "zarys sytuacji strategicznej dla początkujących".

W pościg za zdemoralizowanym teksańskim wojskiem, liczącym ok. 900 "nieregularnych" żołnierzy, udał się osobiście generał i wielokrotny prezydent Meksyku Antonio de Padua María Severino López de Santa Anna y Pérez de Lebrón (znany jako Santa Anna) na czele 1400 żołnierzy, podobno elitarnych i świetnie wyszkolonych. Jak się wkrótce miało okazać - nie do końca. Naciskani przez niego Teksańczycy pod wodzą Sama Houstona uciekając przekroczyli most na rzece San Jacinto (słynny Vince Bridge) i trafili na teren, który ze wszystkich stron otoczony był przez rzeki, rozlewiska lub po prostu bagna. Nie, nie mylicie się - Teksańczycy nie mieli już gdzie uciekać...

Pewny siebie meksykański generał 19 kwietnia 1836 roku również przekroczył rzekę i rozbił obóz kilka mil dalej. Wiedząc w jakim położeniu znajduje się Houston, postanowił poczekać trzy dni, dać wojsku odpocząć a następnie jednym ciosem zgnieść teksańską rebelię i wrócić do domu. W końcu Houston nie miał już gdzie uciekać, prawda?

Sprawy potoczyły się jednak nieco inaczej niż planował Santa Anna. Teksańczycy doskonale zdawali sobie sprawę z tego w jak tragicznym są położeniu. Nie mając nic do stracenia, postanowili sami zaatakować.

W ramach przygotowań do natarcia, oddział zwiadowców niepostrzeżenie ominął meksykańskie linie i spalił most Vince'a - jedyną drogę odwrotu dla obu armii. Sam atak rozpoczął się 21 kwietnia o 16:30 i można go krótko opisać jako serię absurdalnych wypadków, które nie powinny się zdarzyć, a jednak miały miejsce. Po pierwsze, Meksykanie nie wystawili wart. Jakichkolwiek. Po drugie, akurat byli zajęci sjestą. Musieli tego dnia tęgo popić, ponieważ Teksańczykom udało się nie tylko podejść na kilkadziesiąt kroków, ale także podciągnąć dwie małokalibrowe działa znane jako "Bliźniaczki".



Łatwo można sobie wyobrazić co było dalej. Następuje atak, przerażeni meksykańscy żołnierze wybiegają z namiotów, prosto pod kule karabinowe. Strzelające kartaczami Bliźniaczki zbierają krwawe żniwo. Panika, chaos, bezładna ucieczka. Ale nie ma dokąd uciekać, most spalony. Teksańczycy zabijają kogo popadnie, żądni zemsty za Alamo postanawiają nie brać jeńców wbrew rozkazom swojego dowódcy, którego chwilowo nikt nie słucha. Tak właśnie wyglądała Bitwa pod San Jacinto, w wyniku której Teksas miał uzyskać niepodległość.

Z 1400 meksykańskich żołnierzy tylko 700 trafia do niewoli, reszta ginie lub jest ranna. Teksańczycy tracą 8 zabitych i 17 rannych. Sam generał Santa Anna zostaje po jakimś czasie odnaleziony na pobliskich bagnach i wzięty do niewoli. Ponoć rozpoznano go po jedwabnej bieliźnie, którą zwykł nosić. Santa Anna zgadza się wyprowadzić swoje wojska z Teksasu a niecały rok później jest już po wszystkim - Meksyk niechętnie musi uznać niepodległość tego terytorium.

Dziś na polu bitwy wznosi się ten oto pomnik.



Naszym zdaniem, powinien raczej przedstawiać pijanego meksykańskiego żołnierza, bowiem o zwycięstwie nie zadecydował geniusz teksańskiego dowódcy lecz latynoskie upodobanie do sjesty i wszystkiego co się z tym wiąże.

2 komentarze:

  1. Teksańczycy zdecydowanie nie powinni mieć dwóch głosów. Nawet jednego prawdę powiedziawszy nie powinni dostać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Waleczny jest naród teksański i dzielni są bohaterowie jego

    OdpowiedzUsuń