wtorek, 19 maja 2009

Wojna o Gran Ciacho

Po paru miesiącach realizacji naszego blogowego projektu, zdecydowaliśmy się opisać historię, która zainspirowała nas do odpalenia tego projektu. Przed Wami kwintesencja absurdu, nonsensu i głupoty. Panie i Panowie - Wojna o Ciacho.

Grand Chaco to rozległy (prawie 650 tys. km kwadratowych), prawie niezamieszkały, półpustynny region zlokalizowany pomiędzy Andami a rzeką Paragwaj o zbiegu granic Paragwaju, Boliwii i Argentyny. Od chwili powstania w Ameryce Południowej niepodległych państw, region stanowił terytorium sporne, jednak temperatura sporu odpowiadała rzeczywistej wartości tego terenu. Jak się zapewne domyślacie - była ona żadna. Do czasu...



W latach trzydziestych dwie szacowne firmy naftowe - Standard Oil i Shell Oil rozpoczęły poszukiwania ropy naftowej u podnóża Andów - pierwsza w Boliwii, druga w Paragwaju. Gdy tylko po boliwijskiej stronie granicy z ziemi trysnęło czarne złoto, Gran Chaco momentalnie przestał być niczyj i bezwartościowy. Tam mogła wszak być ropa! Spór graniczny rozgorzał na nowo, lecz nie udało się go załatwić polubownie. Zarówno Boliwia i Paragwaj czuły się silne (jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało), zaś popierające je firmy naftowe nie zamierzały dzielić się z konkurencją potencjalnym Eldorado. Każdy chciał mieć całą pulę - wojna więc była nieunikniona.

Przyjrzyjmy się nieco siłom obydwu stron oraz teatrowi działań wojennych. Teoretycznie, Boliwia miała trzykrotną przewagę jeśli brać pod uwagę ilość ludzi, jaka mogła być zmobilizowana na czas wojny. Dodatkowo, jedynie Boliwia dysponowała jakimkolwiek "nowoczesnym" uzbrojeniem, jeśli uznać za takowe dwupłatowe samoloty z I wojny światowej oraz siły pancerne w liczbie 3 czołgów Vickers oraz 2 tankietek. Paragwaj praktycznie nie posiadał regularnej armii. Zmobilizowani pospiesznie ochotnicy byli uzbrojeni głównie w maczety, jeden karabin przypadał na 5 żołnierzy. W sumie w całym konflikcie wzięło udział pół miliona żołnierzy - 250 tys. po stronie Boliwii i 150 tys. po stronie Paragwaju.



Gran Chaco to nie było dobre miejsce do toczenia bitew i wojen. Olbrzymi obszar był praktycznie pozbawiony dróg. W porze suchej był także pozbawiony wody, której z kolei nie brakowało w porze deszczowej, gdy w całości zamieniał się w gigantyczne bagno. W efekcie latem żołnierzy wykańczało odwodnienie, jesienią i zimą - malaria. Co by nie mówić - fajnie nie było.

Już pierwsze dni wojny, która wybuchła w czerwcu 1932 roku, pokazały, że brak sprzętu wojskowego paradoksalnie jest korzystny dla Paragwaju. Boliwijskie czołgi i działa grzęzły w błocie, zaopatrzenie nie docierało, zaś paragwajskie oddziały partyzanckie wycinały poszczególne oddziały maruderów, zdobywając tak bardzo potrzebną broń i zaopatrzenie. Rozległy teren wymuszał komunikację radiową, przy czym żadna ze stron nie potrafiła szyfrować nadawanych wiadomości. Co ciekawe, to również okazało się korzystne dla Paragwaju, gdyż o ile Boliwijczycy nadawali swoje wiadomości po hiszpańsku, armia Paragwaju posługiwała się językiem Guarani, (większość paragwajskich żołnierzy stanowili Indianie), którego nikt w Boliwii nikt nie rozumiał. W efekcie, wojska paragwajskie doskonale wiedziały co zamierza przeciwnik, ale nie na odwrót.



Obie strony konfliktu były wspierane przez ościenne kraje i rządy. I tak, szefem sztabu Boliwii był gen. Hans Kundt, niemiecki weteran I wojny światowej. W boliwijskich siłach zbrojnych służyło wielu chilijskich najemników oraz... czechosłowackich doradców wojskowych. Z kolei Paragwaj miał na etacie dwóch rosyjskich "białych" generałów oraz cały sztab włoskich doradców wojskowych. Potrzebnych na wojnę funduszy dostarczyła Paragwajowi Argentyna, co pozwoliło na zakup niezbędnego sprzętu wojskowego.

Wpływ poszczególnych doradców było dobrze widać w taktyce przyjętej przez strony konfliktu. O ile Boliwia preferowała wojnę "tradycyjną", statyczną - chciałoby się powiedzieć niemiecką - o tyle Paragwaj z powodzeniem stosował wypróbowany w wojnie domowej w Rosji manewr i odcinanie przeciwnika od zaopatrzenia. W efekcie, wielokrotnie zdarzało się, że oddziały paragwajskie brały do niewoli otoczone i wyczerpane oddziały z Boliwii, mimo przewagi liczebnej tych ostatnich.

Wojna toczyła się do czerwca 1935 roku, przy czym do tego momentu większość spornego terytorium opanował Paragwaj, uzbrojony głównie w sprzęt zdobyty na Boliwijczykach. Oba kraje były desperacko wyczerpane wojną, więc po 3 latach walk zdecydowano się na zawarcie zawieszenia broni. Traktat pokojowy zawarty w 1938 przyznał 3/4 Gran Chaco Paragwajowi, co było odzwierciedleniem sukcesów odniesionych przez ten kraj na polu bitwy. Podczas wojny w walkach i w wyniku chorób zginęło łącznie prawie 100 tys. ludzi.

W Gran Chaco aż do dziś nie udało się odnaleźć żadnej ropy.

2 komentarze:

  1. Jeśli ktoś to jeszcze czyta- do kompletnego obrazu należy dodać, że ropy tam nie ma, za to niedawno rozpoczęto eksploatację gigantycznych złóż gazu - ale jest on tylko w boliwijskiej części...

    OdpowiedzUsuń