środa, 13 maja 2009

Niecodzienni generałowie - O pijaku co się kulom nie kłaniał

Niniejszy post rozpoczyna nowy cykl historii publikowanych na naszym blogu - Niecodzienni generałowie. Będziemy w nim pisać o niezwykłych dowódcach z różnych epok - zarówno tych, którzy wyróżniali się niekompetencją i kretynizmem, jak i takich, którzy dobrze sobie radzili ale mieli to "coś" co odróżniało ich od zwykłych, tuzinkowych postaci. Innymi słowy, będziemy pisać i o zwyczajnych idiotach, i o świrach. Zaczynamy od tych pierwszych. Panie i Panowie - nasz cykl inauguruje Karol "Walter" Świerczewski.



Nasz Bohater Trzech Narodów był idealnym kandydatem na ateistycznego świętego w komunistycznej hagiografii. Młody robotnik, który skończył całe dwie klasy podstawówki i przed I wojną światową wyrabiał noże w warszawskiej fabryce Gerlacha, w jej trakcie wraz z całą fabryką został ewakuowany w głąb Rosji. Nie wiemy jakie wyrabiał noże i pewnie już nigdy się tego nie dowiemy. Wiemy natomiast, że młody Karol tak bardzo lubił czerwony kolor, że po krótkim pobycie na froncie wrócił do Moskwy by wstąpić w szeregi bolszewików.

W 1917 i potem bolszewicy bardzo potrzebowali żołnierzy, więc za bardzo nie patrzyli na kwalifikacje Świerczewskiego pozwalając mu dowodzić coraz większymi oddziałami. I tak nasz bohater powoli pnie się do góry po szczeblach wojskowej kariery walcząc z "białymi", Polakami i "zielonymi" a także wykładając ciemnym żołnierskim masom podstawy Marksa i Engelsa. Po wojnie Karol nadrabia braki w wykształceniu, kończąc szkołę oficerską, co uprawnia go do pracy w sztabie generalnym Armii Czerwonej. Nie matura, lecz chęć szczera się liczy, moi drodzy...

W 1936 roku zaczyna się hiszpańska przygoda Świerczewskiego, który pod pseudonimem generał Walter zostaje wysłany do Hiszpanii by dowodzić XIV Brygadą Międzynarodową im. Marsylianki. W Hiszpanii nasz bohater trochę się bije, trochę nadużywa alkoholu, trochę rozstrzeliwuje jeńców wojennych i własnych podkomendnych i generalnie chyba niezgorzej się bawi. Poznaje też Ernesta Hemingwaya i przez jakiś czas panowie piją razem.

Po powrocie do Rosji nie jest już tak różowo. W czasie "wielkiej czystki" Świerczewski zostaje aresztowany, ale w odróżnieniu od wielu lepszych od siebie dowódców w 1940 wychodzi na wolność. Po rozpoczęciu wojny z Niemcami rozpoczyna się schyłkowy etap jego kariery, podczas którego z jednej strony Walter coraz więcej pije, z drugiej - coraz szybciej pnie się w górę. Pomiędzy 1941 a 1945 rokiem Świerczewski przebywając w stanie permanentnego upojenia alkoholowego naprzemiennie unicestwia dowodzone przez siebie jednostki i jest kierowany do służby tyłowej żeby nie unicestwiał kolejnych. Wspomnijmy jedynie, że w listopadzie 1941 roku z dowodzonej przez niego 248 Dywizji Strzelców przy życiu pozostało... 5 żołnierzy, zaś dowodzona przez niego 4 lata później 2 Armia WP poniosła w ciągu tygodnia większe straty niż pozostałe polskie jednostki... od 1943 roku.

Mimo to 1 maja 1945 roku zostaje generałem broni. Później pełni rozmaite funkcje w komunistycznych władzach cywilnych i wojskowych. I pewnie byśmy dzisiaj go nie pamiętali gdyby nie jego tajemnicza śmierć z rąk UPA podczas inspekcji polskich jednostek w Bieszczadach. Złośliwi twierdzą, że komuniści sami wystawili Ukraińcom wiecznie pijanego generała aby mieć pretekst do rozpoczęcia Akcji Wisła. Tak czy siak, Walter dostał pośmiertnie parę medali i został pochowany na Powązkach, na co z pewnością nie zasłużył.

Po śmierci napisano o nim książkę hagiograficzną dla dzieci pt. O człowieku, który się kulom nie kłaniał. Zamiana słowa "człowiek" na "pijak" naszym zdaniem lepiej oddałaby prawdę historyczną o tym jakże niecodziennym dowódcy.


3 komentarze: